Ewa Kuryluk „Fotoreportaż pamięci. Gliwice 2011”

Czytelnia Sztuki zaprasza na spotkanie z Ewą Kuryluk, które odbędzie się we wtorek 14 czerwca o godzinie 17.00 przy okazji wernisażu wystawy pod tytułem „Fotoreportaż pamięci. Gliwice 2011”, na której zaprezentowanych zostanie około 30 zdjęć wykonanych przez autorkę podczas jej ostatniego pobytu w Gliwicach.
image E. Kuryluk, Autoportret, materiały organizatora

W 2011 roku w Czytelni Sztuki odbyła się wystawa pod tytułem „Konik w Gliwicach”, której kuratorką była Ola Wojtkiewicz. W czasie spotkania artystka opowie również o swojej najnowszej książce pod tytułem „Manhattan i Mała Wenecja” wydanej przez Zeszyty Literackie.

 

Porażająca skuteczność tyranów XX-wiecznych przysparza im nadal admiratorów i naśladowców, a ich liczba ostatnio rośnie. Kto gardzi taką czy siaką grupą ludzkości, a „sprawiedliwe” rządy mocnej ręki woli od „słabej” demokracji, ten sprzyja powrotowi władzy totalitarnej i stawia na podział, agresję, konflikt. Wstrząsa mną nienawiść, jaką pałają do Unii Europejskiej jej beneficjenci numer jeden, zamożni, wykształceni i rozjeżdżający się po świecie przedstawiciele klasy średniej, inteligencji i środowisk akademickich. Czuję gęsią skórkę, gdy profesor uniwersytetu domaga się likwidacji „tej całej demokracji metysów”, a międzynarodowa dziennikarka głosi publicznie, że najlepszym systemem jest niewolnictwo. Kto dziś, w czasach niepewności gospodarczej i ogromnej liczby uchodźców, lży poszkodowanych i cierpiących, propaguje pogardę, ksenofobię i rasizm, wyśmiewa poczucie solidarności i starania o pokój, ten zmierza prostą drogą do nowych totalitaryzmów i wojny.


Ewa Kuryluk, „Manhattan i Mała Wenecja”

 

W latach gimnazjalnych robiłam na wakacjach, jeżdżąc autostopem po Europie, fotoreportaże dla rodziców i brata. I zdarza się nadal, choć coraz rzadziej, że spaceruję i fotografuję z myślą o nich, zapominając na moment, że leżą w grobie. Tak było w Gliwicach, gdy po skończeniu pracy w Czytelni Sztuki i sfotografowaniu Konika w Gliwicach (1) — czteroletniego Piotrusia na kucyku, ośmioletniej Ewuni i naszej pięknej młodej mamy — wyszłam z willi Caro.
Sfotografowałam plakat wystawy na latarni (2) i skręciłam w lewo na plac po synagodze, zburzonej przez hitlerowców przed II wojną światową. Na parkanie ogłaszał się “Remoncik” (3). A dawna kostka brukowa, opakowana w plastik (4) i przykryta białymi płachtami (5), czekała na transport w nowe miejsce? Po kim został stary szary sweter (6)? Zrobiłam dwa zdjęcia placu i okolicznych domów (7 i 8). W ostatnim narożnym po prawej (8), gdzie mieści się teraz posterunek policji (9), był przed wojną żydowski dom starców, wywiezionych pewnie do Auschwitz.
Nad tym domem widnieje wieża kościoła. Skierowałam się w jego stronę, fotografując po drodze żółty mop zawieszony przy oknie (10). Kościół był zamknięty, ale w drzwiach odkryłam lusterko i zrobiłam sobie zdjęcie (11). Idąc dalej przed siebie, wpadłam na reklamę na żółtym samochodzie i stojącą obok kobietę (12) — pierwszą osobę spotkaną w tej opustoszałej dzielnicy. Za żółtym samochodem skręciłam w lewo i dotarłam do dużych plakatów o niejasnym przesłaniu (13, 14, 15) na kolejnym parkanie. Idąc dalej w lewo, doszłam od ulicy kamienic w ruinie, służących twórcom napisów ulicznych (16,17, 18). Minęłam smutne drzwi (19) i zabite okno z ogłoszeniem “Farbenlehre” (20) Tak brzmi tytuł słynnej rozprawy o kolorach Goethego, lecz to chyba nie chodziło o niego. A czy znajdzie chętnego “Wolna powierzchnia” (21)? Zataczając koło, doszłam do rynku na spotkanie z Olą Wojtkiewicz (22) w lokalu wegetariańskim wyspecjalizowanym w kaszach.
Następne zdjęcia powstały na wycieczce pod “naszą drewnianą wieżę Eiffla” (23,24) jak wspominał dorosły brat. I pod dom przyjaciół rodziców, Adama i Ireny Krzeczewskich, wykładowców na politechnice (25). Kiedy zachorowałam na serce, wzięli do siebie na prawie rok czteroletniego Piotrusia, niesfornego i żywego jak srebro. Ale w Gliwicach był grzeczny. Znalazł wspólny język z samotną gosposią Zakrzewskich, Niemką, ledwie mówiącą po polsku, i długowłosym jamnikiem, towarzyszem zabaw na skwerze od podwórza (26) w czasach, gdy okno za zieloną okiennicą było może otwarte (27). Piotruś zrobił w dzieciństwie kilka dziwnych podłużnych masek — na pamiątkę tej nad drzwiami gliwickiego domu dzieciństwa (28)?
Ostatnią stacją wycieczki był żydowski cmentarz z kaplicą pogrzebową z czerwonej cegły (29,30). Tak się skończył ten gliwicki fotoreportaż pamięci. Lecz pięć lat temu nie śniło mi się jeszcze, że napiszę dla Czytelni Sztuki ten mały przewodnik po mieście, tymczasem już innym. Co powstało z sentymentu, niech więc będzie dokumentem.

 

Ewa Kuryluk
Paryż, 1 kwietnia 2016

 

Ewa Kuryluk – legendarna artystka multimedialna i komentatorka zjawisk ważnych w historii sztuki i kultury; uprawia malarstwo, fotografię i instalację. Jest autorką 23 książek: wierszy, powieści i esejów w języku polskim i angielskim, przetłumaczonych na wiele języków. Wykładała przez wiele lat na uczelniach polskich, amerykańskich i niemieckich, w tym na New York University i University of California. Od 1982 roku należy do zespołu Zeszytów Literackich, których jest współzałożycielką. Dziś czas dzieli między rodzinnym mieszkaniem w Warszawie a pracownią w Paryżu.





komentarze

dodaj komentarz
jeszcze nie dodano komentarza
dodaj komentarz